Boge Anne-Lise - Grzech pierworodny Tom 09 - PoĹĽegnanie, 20 Różne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Grzech
pierworodny
Anne-Lise Boge
SAGA
część 9.
Pożegnanie
Przełożyła
Izabela Załuska
ROZDZIAŁ 1
Mali widziała, że Helga jest bliska załamania. Gdyby
Mali nie wzięła jej ze sobą do spiżarni, Helga najpraw
dopodobniej padłaby na kolana przed mężem i powie
działa mu o wypadku w oborze. Powiedziała, że jego oj
ciec utopił się w gnoju! Mali rozumiała to, gdy ciągnęła
za sobą przerażoną, rozhisteryzowaną kobietę do spi
żarni. Za nic nie dopuści, by Helga wyznała, że to był
wypadek i że Mali jest świadkiem. Możliwe, że wtedy
Kristen i inni by jej uwierzyli, a tego Mali nie chciała.
Bo wreszcie miała coś na Helgę! Dlatego wykorzystała
paniczny strach szwagierki, mówiąc jej, że trudno było
by udowodnić wobec lensmana, że nie jest to morder
stwo. Już nie mówiąc o tym, co by było, gdyby się roze
szły plotki. To jak pożar w suchej trawie! Wtedy i Helga,
i dwór Gjelstad zostałyby naznaczone na zawsze.
- Ale przecież widziałaś, że to był wypadek - wy-
szlochała Helga, gdy Mali otrzepywała ją mocnymi
uderzeniami dłoni. Z włosów szwagierki wyciągnę
ła źdźbła trawy i słomy, śliną zmoczyła chusteczkę
i otarła jej twarz.
- Ja nie wiem, co widziałam - oznajmiła Mali zim
nym tonem - poza tym, że pchnęłaś starego tak, że
wylądował w dole z nawozem.
5
- No to widziałaś, że to był wypadek - powtórzy
ła Helga, patrząc na nią wytrzeszczonymi oczami. -
Przecież nie chciałam, mimo że on...
Mali wzruszyła ramionami. Nie zamierzała jej ani
trochę pomagać. Wystarczająco długo się bała tego,
czym stary Gjelstad jej groził. Teraz już tylko Hel
ga coś wiedziała, pozostali nie żyli. Dlatego właśnie
Mali musiała mieć coś na szwagierkę, by ta wreszcie
zamilkła. Nie mogła dłużej ryzykować. Musiała za
straszyć Helgę! Mali gotowa była na wiele, by ratować
siebie, Siverta, ród i Stornes.
tę belkę leżącą nad dołem z nawozem w oborze, ale go
nigdzie nie ma! Ani tu, ani w jego pokojach.
- Siedział w oborze, gdy szłam do spiżarni - po
wiedziała Helga zachrypniętym głosem, poprawiając
nerwowo włosy.
- To może poszedł tam pierwszy. - Kristen złapał
kurtkę przewieszoną przez poręcz krzesła. - Nie tak
się umawialiśmy, ale on zawsze robi, jak chce. Siedzi
tam pewnie i warczy, że mnie nie ma. Idę.
Helga zaczęła się trząść, więc Mali wbiła jej łokieć
pod żebra. Helga wzdrygnęła się i wyprostowała.
- Tak, a ja pojadę do domu - rzuciła Mali. - Zasie
działam się.
Kristen w milczeniu włożył kurtkę i wyszedł na ko
rytarz. Mali ruszyła za nim, udając, że nie widzi prze
rażonego spojrzenia Helgi.
- Nie możesz tak po prostu pojechać - szepnęła do
niej szwagierka, gdy były już poza zasięgiem słuchu
Kristena. - Nie dam rady sama! On wróci i...
- No i co? - odparła Mali zimno. - Zbierz się
w garść, kobieto. Pomyśl, co będzie, jeśli nie dasz ra
dy! Musisz!
- Zostań! - wyszeptała ochryple Helga, łapiąc ją
mocno za ramię.
- Nie, muszę stąd odjechać, zanim Kristen zrozu
mie, co się stało. Tak będzie najlepiej. Powiedziałam
już, że byłaś ze mną w spiżarni. Z resztą musisz sobie
poradzić sama - dodała bezlitośnie i strząsnęła z sie
bie rękę Helgi.
Wyszła szybko w jesienną ciemność.
- Gdzieś ty była? - spytał Kristen, gdy obie weszły
do izby. - A co ty tu robisz? - dodał, zerkając zasko
czony na Mali.
Mali zauważyła, jak szwagierka się wzdrygnęła na
słowa męża. Stanęła blisko niej i wzięła ją za rękę tak,
by Kristen tego nie widział. Wbiła paznokcie w jej
dłoń, aż Helgę przeszedł dreszcz.
- To moja wina - tłumaczyła Mali - że Helgi tak
długo nie było. Musiałam z nią o czymś porozmawiać,
a nie wiedziałam, że powinnam dzwonić i uprzedzać,
że przyjdę - dodała ironicznie. - Chyba aż tak źle
między nami nie jest?
- Nie, nie to miałem na myśli - poczerwieniał
Kristen. - Ale gdy przyszedłem, nie było nikogo
oprócz jednej służącej. A gdzie ty byłaś? - spytał
Helgę.
- Razem ze mną w spiżarni - odparła Mali spokoj
nym tonem. - Ja też nikogo nie spotkałam, więc po
szłam do spiżarni. Tam sobie pogadałyśmy. - Odsta
wiła demonstracyjnie na stół misę z mąką.
- Nie rozumiem, gdzie się podział ojciec - mówił
Kristen, wyraźnie poirytowany. - Mieliśmy naprawić
Jechała do domu w chłodny, gwiaździsty wieczór.
Wielki księżyc szykował się do wyjścia zza Stortind.
W powietrzu czuło się chłodny powiew zapowiadają-
6
7
cy zmianę pogody. Mali owinęła się ciaśniej szalem
i pozwoliła, by koń szedł wolno. Sama też potrzebowa
ła czasu przed powrotem do domu. Za nic nie mogła
zdradzić, czego świadkiem była w Gjelstad. Zwłaszcza
przed Havardem. Będzie się mocno trzymała wersji,
że odbyły z Helgą długą pogawędkę w spiżarni.
Nowe kłamstwa, pomyślała z dreszczem. Ale tym
razem przynajmniej to nie ona zrobiła coś złego!
Czyżby? - zachichotał jej wewnętrzny głos. - Mog
łaś potwierdzić słowa Helgi, że to był wypadek, ale nie
chciałaś. Bardzo ci odpowiadało, że stary wylądował
w gnoju, prawda? Zawsze mu tego życzyłaś! Zrobiłaś
teraz tak, jak chciałaś. I bynajmniej nie z dobroci ser
ca, Mali Stornes! Nie, zrobiłaś to po to, by zatkać gę
bę jedynej osobie, która jeszcze mogła ci zaszkodzić.
Tak w ogóle wcale nie pomogłaś Heldze. Myślałaś tyl
ko o sobie, jak zwykle.
Mali nabrała głęboko powietrza. Jakże nienawidzi
ła tego głosu, który stale przypominał jej o tym, kim
była w istocie. Mimo że niechętnie, ale musiała przy
znać, że głos zawsze mówił prawdę. Pewnie dlatego go
nienawidziła.
ście, powiedziała Ane, że jedzie do Margrethe! Prze
cież nie chciała, by ktokolwiek wiedział, że jedzie do
Gjelstad. Nikt poza nią nie widział śladów pobicia na
plecach Hakona. Chciała najpierw sama porozma
wiać o tym z Helgą. Gdyby Havard się dowiedział, co
zamierza, mógłby się sprzeciwić. Ostatnim razem z jej
interwencji nic dobrego nie wynikło. Dlatego skłama
ła, że jedzie do Innstad. Całkiem o tym zapomniała
po tych przejściach w Gjelstad.
- A o czym gadałaś z Helgą? - spytał Havard, bio
rąc konia za uzdę. - Nic mi nie wspomniałaś. Tak ci
się spieszyło do tej rozmowy?
- Nie, nie spieszyło mi się - odparła Mali wymija
jąco. - Takie tam szkolne sprawy.
- Czyli nie mówiłyście znów o zaniedbywaniu
chłopców? - Havard zaczął prowadzić konia do staj
ni.
- Nie - skłamała Mali. - To była całkiem normal
na rozmowa. Rozstałyśmy się w spokoju - dodała, kle
piąc konia po zadzie. - To idę do domu, skoro jesteś
tak miły i zajmiesz się koniem.
- Dobrze, idź - rzucił, odwracając się ku niej.
W mroku ujrzała błysk jego zębów, gdy się uśmiech
nął. - Zaraz przyjdę. Dobrze cię mieć w domu!
- Dobrze być w domu! Nie lubię Gjelstad.
- A kto lubi? - Havard zatrzymał się. - A jak się
zachowywał mój ojciec?
- Na szczęście go nie widziałam - odparła Mali,
czując, jak mocno bije jej serce. - Nie było go w do
mu, gdy wróciłyśmy z Helgą, a zaraz potem pojecha
łam. Całe szczęście! - powtórzyła i poszła w kierunku
domu.
Havard wyszedł na podwórze, gdy już zajechała.
- Zobaczyłem cię - powiedział, wyciągając do niej
dłoń. - To nie była długa wizyta.
- Nie, spotkałam Helgę od razu - odparła Mali,
nie patrząc mężowi w oczy. - Była w spiżarni. Pogada
łyśmy w spokoju, a potem wróciłam. Nic innego tam
nie chciałam.
- Helgę? - Havard spojrzał na nią zdumiony. -
Ane mówiła, że pojechałaś do Innstad. Czyli byłaś
w Gjelstad? Co ta Ane pokręciła?
Mali poczuła, że zalewa ją fala gorąca. Rzeczywi-
Mali chodziła jak po rozżarzonych węglach. Była
8
9
[ Pobierz całość w formacie PDF ]