Blekitne kregi - VARGAS FRED, ebook txt, Ebooki w TXT

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
VARGAS FREDBlekitne kregiFRED VARGASPrzelozyla KrystynaSzezynska-MackowiakTytul oryginaluUHOMME AUX CERCLES BLEUSCopyright (C) Editions Viviane Hamy, 1996 Ali Rights ResenredProjekt okladki Maciej SadowskiRedakcja Jacek RingRedakcja techniczna Malgorzata KozubKorektaGrayna NawrockaLamanie Malgorzata WnukISBN 83-7469- I 82-4WydawcaProszynski i S-ka SA02-651 Warszawa, ul. Garaowa 7Druk i oprawa ABEDDC S.A. 61-311 Poznan, ul. Luganska 1Matylda siegnela po notes i zapisala: "Facet, ktory siedzi po lewej, nabija sie ze mnie".Wypila lyk piwa i jeszcze raz zerknela na sasiada, poteznego mezczyzne, ktory od dziesieciu minut bebnil palcami w blat stolika.Po chwili dopisala: "Siedzi tak blisko, jakbysmy sie znali, chociaz nigdy dotad go nie widzialam. Jestem pewna, ze wczesniej go nie spotkalam. Niewiele mozna powiedziec o tym gosciu w ciemnych okularach. Siedze na tarasie Cafe Saint-Jacques, zamowilam male jasne. Wlasnie je pije. Probuje skupic sie wylacznie na tym. W tej chwili nie mam ciekawszego zajecia".Sasiad Matyldy nadal bebnil w stol.-Stalo sie cos? - zapytala w koncu.Matylda miala niski, ochryply glos. Mezczyzna domyslil sie, ze jest kobieta i ze kopci papierosy jak komin.-Nie. Dlaczego pani pyta? - odpowiedzial pytaniem.-Bo chyba zaczyna mnie draznic to walenie w stol. Zreszta dzis wszystko dziala mi na nerwy.Matylda dopila piwo. Nie bylo najlepsze, zreszta w ogole niedziela nie nalezala do jej ulubionych dni.5Matylda pomyslala, ze bolesniej od innych odczuwa to, co nazwala choroba dnia siodmego.-Przypuszczam, ze ma pani okolo piecdziesiatki? - odezwal sie mezczyzna, ani troche sie nie odsuwajac.-Moze i tak - mruknela Matylda.Poczula sie urazona. Dlaczego ten typ wtyka nos w nie swoje sprawy? W tej samej chwili zauwazyla, ze struzka wody z fontanny naprzeciwko poddala sie naporowi wiatru i splywala po ramieniu rzezbionego aniola, ktory stal ponizej. Moze to wlasnie byla jedna z waznych chwil wiecznosci. A ten facet probowal zepsuc jej jedyna chwile wiecznosci dnia siodmego!Poza tym wszyscy dawali jej o dziesiec lat mniej. Powiedziala mu o tym.-Co z tego? - odparl. - Nie potrafie oceniac wedlug kryteriow innych. Ale wydaje mi sie, ze jest pani dosc ladna. Mam racje?-Nie podoba sie panu cos w mojej twarzy? Bo mowi pan bez szczegolnego przekonania - obruszyla sie.-Przeciwnie - rzekl mezczyzna. - Wydaje mi sie, ze jest pani ladna, ale nie dalbym za to glowy.-Niech pan mysli, co sie panu zywnie podoba - skwitowala Matylda. - Za to ja, jesli pan sobie zyczy, moge przysiac, ze jest pan przystojny. Wlasciwie kazdy z nas sobie tego zyczy. Lepiej juz sobie pojde. Jestem dzis zbyt rozdrazniona, zeby prowadzic pogawedki z takimi jak pan.-Ja tez nie jestem w najlepszym nastroju. Zamierzalem obejrzec mieszkanie do wynajecia, ale ktos mnie ubiegl. A pani?-Pozwolilam uciec komus, na kim mi zalezalo.-Przyjaciolce.6-Nie, kobiecie, ktora sledzilam w metrze. Zrobilam juz sporo notatek, a ona nagle zniknela mi z oczu. Potrafi pan spojrzec na to tak jak ja?-Nie, na nic nie potrafie spojrzec.-Widocznie sie pan nie stara, w tym caly problem.-Oczywiscie, ze sie nie staram.-Okropny z pana czlowiek.-O tak, jestem okropny. A w dodatku slepy.-Boze drogi - szepnela Matylda - tak mi przykro.Mezczyzna zwrocil na nia twarz wykrzywiona wzgryzliwym usmiechu.-Dlaczego mialoby byc pani przykro? - zadrwil.-Przeciez to nie pani wina.Matylda pomyslala, ze powinna przestac tyle gadac. Ale wiedziala, ze to niemozliwe.-A czyja to wina? - zapytala.Przystojny slepiec, jak zdazyla nazwac go w mysli, lekko sie przechylil.-Lwicy, ktora poddalem sekcji, usilujac zrozumiec, jak dzialaja narzady ruchu wielkich drapieznych kotow. Co nas wlasciwie obchodzi, jak ruszaja sie wielkie drapiezniki! Czasami mowilem sobie, ze to cos fantastycznego, kiedy indziej myslalem: psiakrew, lwy chodza, cofaja sie, skacza, i tyle, wiecej nie musimy wiedziec. Pewnego dnia wykonalem ten fatalny ruch skalpela...-I trysnelo.-No wlasnie. Skad pani wie?-Byl kiedys czlowiek, ten, ktory zbudowal kolumnade Luwru. Zabil go zdechly wielblad ulozony nastole. Ale to bylo dawno temu, no i chodzilo o wielblada.W sumie sytuacja wygladala zupelnie inaczej.7-Tak, ale rozklad zwlok pozostaje rozkladem. Zgnilizna tego rozkladu trysnela mi w oczy. Pograzylem sie w ciemnosciach. To byl koniec, nic juz nie widzialem. Cholera!-Paskudna lwica. Zetknelam sie kiedys z takim zwierzakiem. Dawno sie to stalo?-Jedenascie lat temu. Pewnie teraz ta lwica natrzasa sie ze mnie. Coz, sam czasami sie z siebie smieje. Ale wtedy nie bylo mi do smiechu. Po miesiacu poszedlem do laboratorium i wszystko zniszczylem, wszedzie rozlalem zgnilizne, chcialem, zeby wszystkim pryskala do oczu, zniweczylem prace calego zespolu, ktory zajmowal sie badaniem, jak poruszaja sie wielkie koty. Oczywiscie, wcale mi nie ulzylo. Pograzylem sie jeszcze bardziej.-Jakiego koloru byly panskie oczy?-Czarne jak wegiel, czarne jak nocne niebo.-A jakie sa teraz?-Nikt nie odwazyl sie mi ich opisac. Przypuszczam, ze sa czarno-czerwono-biale. Ludziom na ich widok slowa wiezna w gardle. Dlatego mysle, ze wygladaja odrazajaco. Nigdy nie zdejmuje ciemnych okularow.-Jezeli naprawde chce sie pan dowiedziec, jakie teraz sa, chetnie sie im przyjrze - zaproponowala Matylda. - Nie boje sie odrazajacych widokow.-Wszyscy tak mowia. A potem placza.-Pewnego dnia, kiedy nurkowalam, rekin ugryzl mnie w noge.-To tez niezbyt mily widok.-Za jakim widokiem najbardziej pan teskni?-Dobija mnie pani tymi pytaniami. Nie bedziemy chyba przez caly dzien gledzili o lwach, rekinach i innych paskudnych bestiach.-Ma pan racje.8-Tesknie za widokiem dziewczat. To takie banalne.-Dziewczeta odeszly po tej historii z lwica?-Tak bywa. Nie powiedziala mi pani, dlaczego sledzila te kobiete w metrze?-Bez powodu. Widzi pan, ja sledze wiele osob. Po prostu nie moge sie powstrzymac.-Czy pani kochanek odszedl po tej historii z rekinem?-Odszedl, a potem pojawili sie inni.-Niezwykla z pani kobieta.-Dlaczego pan tak uwaza? - zdziwila sie Matylda.-Z powodu pani glosu.-Co potrafi pan wyczytac z glosu?-No nie, tego nie moge pani powiedziec! Coz by mi wtedy pozostalo? Na Boga, niechze pani pozostawi cos slepcowi - powiedzial, usmiechajac sie.Wstal, zamierzajac odejsc. Nie dopil swojego piwa.-Prosze zaczekac. Jak pan sie nazywa? - zapytalaMatylda.Mezczyzna odpowiedzial po chwili wahania:-Karol Reyer.-Dziekuje. Ja mam na imie Matylda.Przystojny slepiec przyznal, ze to ladne imie i ze krolowa Matylda panowala w Anglii w XII wieku, a potem odszedl, podazajac wzdluz sciany, po ktorej wiodl palcem. Matylda nie byla zainteresowana tym, co dzialo sie w XII wieku. Marszczac brwi, dopila piwo z kufla niewidomego.Dlugo, przez cale tygodnie, wloczac sie po ulicach, Matylda rozgladala sie w nadziei, ze znow spotka przystojnego slepca. Nie odnalazla go. Dalaby mu okolo trzydziestu pieciu lat.9Zostal mianowany komisarzem w Paryzu, w piatej dzielnicy. Juz po raz dwunasty szedl pieszo do swego nowego biura.Na szczescie przypadl mu Paryz.Bo Paryz byl jedynym miastem w kraju, ktore mogl pokochac. Dlugo przekonywal sam siebie, ze nie ma znaczenia, gdzie mieszka, co je, jakie otaczaja go meble ani w co sie ubiera - chocby to byly ciuchy, ktore ktos mu dal, ktore odziedziczyl albo znalazl Bog wie gdzie.Ale miejsce zamieszkania to nie taka prosta sprawa. Jan Baptysta Adamsberg przemierzyl boso skaliste dolne Pireneje. Tam mieszkal i spal, a potem, juz jako policjant, tam rozpracowywal zabojstwa - zabojstwa w kamiennych wioskach, na kamienistych sciezkach. Znal na pamiec wszystkie odglosy, jakie wydaja przesuwajace sie pod stopami kamienie, i gore, ktora ogarnia, tuli wedrowcow i grozi im jak muskularny starzec. W komisariacie, w ktorym przed dwudziestu pieciu laty stawial pierwsze kroki, mowiono o nim "dziki", moze ze wzgledu na jego upodobanie do samotnosci. Nie wiedzial, co wlasciwie ma oznaczac ten przydomek, i nie uwazal go ani za oryginalny, ani za pochlebny.Zapytal o to kiedys mloda inspektor, swoja bezposrednia przelozona. Marzyl, zeby ja pocalowac, ale byla o dziesiec lat starsza od niego, wiec nie smial. Zaklopotana, odparta: "Niech pan to przemysli, uwaznie spojrzy w lustro, a sam pan zrozumie". Wieczorem z przykroscia, bo lubil jasnoskorych olbrzymow, obserwowal niska, barczysta i smagla postac w lustrze, a nazajutrz powiedzial: "Stanalem przed lustrem i patrzylem, ale wciaz nie rozumiem, o co chodzi".10"Adamsberg - mruknela znuzona i zniechecona pani inspektor - czy warto mowic o takich sprawach? Po co zadawac tyle pytan? Mamy teraz na glowie kradziez zegarkow, musimy sie na tym skupic, nie mam zamiaru rozmawiac o pana wygladzie". I dodala: "Nie placa mi za wyklady o panskim wygladzie"."W porzadku - powiedzial Jan Baptysta - niech sie pani tak nie denerwuje".Godzine potem uslyszal, ze maszyna do pisania ucichla. Inspektor wolala go do siebie. Byla wyraznie spieta. "Skonczmy z tym raz na zawsze - zaczela. - Powiedzmy, ze chodzi o sylwetke dzikiego dziecka, i tyle". A on podjal: "Chce pani przez to powiedziec, ze to niezgrabna sylwetka?". Odniosl wrazenie, ze szefowa traci cierpliwosc. "Prosze nie oczekiwac, ze powiem panu, ze jest przystojny. Ale ma pan mnostwo wdzieku, Adamsberg, i radze to dobrze wykorzystac". W jej glosie pobrzmiewalo znuzenie i pewna czulosc, byl tego pewien. Jeszcze dzis, kiedy wspominal te rozmowe,... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wolaosowinska.xlx.pl
  •