Borun - Czlowiek z mgly, KSIĄŻKI

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
KRZYSZTOF BORUŃ
CZŁOWIEK Z MGŁY
Copyright by Krzysztof Boruń
Wydawnictwo „Tower Press”
Gdańsk 2001
1
TRYTON 703
2
Droga Matti.
Mój list, być może, otworzysz z mieszanymi uczuciami. Po tylu latach na pewno
zapomniałaś o moim istnieniu, a tu masz – znów się odzywam. Ale bez obawy – nie będzie w
tym liście żadnych pretensji ani powoływania się na to, co między nami było i minęło, nie
chcę też od Ciebie żadnych przysług czy protekcji. Wręcz odwrotnie – to ja mam Ci coś do
zaofiarowania. Zawdzięczam to – o ironio losu! – „Pstrągowi” Murphy, ale tak zawsze było,
że stał on między nami, więc się nie skarżę.
Mówili mi koledzy o Twoim wywiadzie dla telewizji. Niestety – nie oglądałem. Na pewno
niewiele się zmieniłaś. Ja czuję się starcem... Ale to nieważne. Chodzi o to, o czym mówiłaś
przed kamerami. Moje uznanie za pomysł nakręcenia filmu o podwodnych wyczynach
„Pstrąga”. Sukces murowany, a przy stałym zapotrzebowaniu na herosów i nowoczesną
mitologię ekranizacja na pewno spotka się też z uznaniem urzędników Ministerstwa Obrony.
To bardzo ważne, jeśli treść filmu nie ma być czystą fikcją. Rzecz w tym, że chociaż od
śmierci „Pstrąga” upłynęło już ponad dwadzieścia pięć lat, materiały dotyczące większości
akcji, w których brał on udział, spoczywają nadal w teczkach z nadrukiem: „Ściśle tajne”.
Wiem coś o tym... Od co najmniej piętnastu lat staram się, aby mi udostępniono niektóre
dokumenty z operacji Tryton 703 – ale ostatnio nawet nie raczą odpowiadać na moje listy.
Jeśli więc chcesz stworzyć sfabularyzowaną biografię, a nie tylko legendę „na
zamówienie” musisz doprowadzić do „odtajnienia” przynajmniej niektórych dokumentów.
Jest to istotne również dla dawnych towarzyszy i podkomendnych „Pstrąga”, jeśli traktujesz
poważnie swój apel telewizyjny o nadsyłanie wspomnień, a nie był to tylko chwyt
reklamowy. Inaczej możesz tych ludzi narazić na przykrości. Nie każdy jest w sytuacji takiej
jak ja – któremu już wszystko jedno... Ale i ja wolę, abyś do mnie przyjechała z
magnetofonem, niż miałbym pisać. I nie tylko dlatego, że nigdy nie miałem talentu ani
zamiłowań epistolarnych. Otóż z oficjalną korespondencją nieprosta sprawa – jak
przyjedziesz, to Ci wyjaśnię. Ten list wysyłam przez zaufanego człowieka – byłego
marynarza, lecz nie chcę nadużywać jego życzliwości dla mnie.
Z tych też powodów, najlepiej jeśli nie będziesz odpisywać, ale przyjedziesz – niby w
odwiedziny. A myślę, że Ci się to nieźle opłaci. Jeśli rzeczywiście, jak mówiłaś przed
kamerami, szperasz po archiwach (rozumiem, że są to archiwa Ministerstwa – bo jakież inne),
wiesz z pewnością, że przez ostatnie dwa lata służby na morzu byłem z „Pstrągiem”, w jego
„grupie specjalnej”. Co więcej, pełniłem funkcję jego „dublera” (w żargonie podwodniackim
mówiło się „manipulatora”) i nawigatora. Również w czasie Trytona 703... To Ci chyba
wystarczy.
A swoją drogą to Ty powinnaś pierwsza szukać ze mną kontaktu. Czyżbyś nadal starała się
mnie unikać? A może mnie szukałaś, tylko Ci powiedziano, iż nie żyję? O Tobie też
mówiono, że nie żyjesz.
Czekam niecierpliwie Twego przyjazdu,
„zawsze wierny” J.C.S.
3
Droga Matti.
Widzę, że nie tracisz czasu. Wczoraj słyszałem przez radio, że głównym konsultantem
filmu o „Pstrągu” będzie admirał Stenbock. Bardzo dobrze? To Ci otworzy wiele drzwi i
będziesz mogła pokazać sporo, oczywiście w granicach politycznego rozsądku.
Upłynął blisko miesiąc od mego poprzedniego listu i już zacząłem się niepokoić, że nie
dotarł do Ciebie. Ale widzę, że kierujesz się moimi wskazaniami, więc wszystko w porządku,
tyle że na razie nie możesz mnie odwiedzić. Trudno, będę cierpliwy.
Ostatnio stale myślę o tamtych latach. I chyba zacznę pisać. Sprawa Trytona 703, a
zwłaszcza dziwne wydarzenia poprzedzające zaginięcie „Pstrąga”, mogą być niestety bardzo
różnie i tendencyjnie interpretowane. Boję się, że możesz dać wiarę oszczercom, którzy robią
ze mnie wariata i mordercę. Jeśli ktokolwiek jest odpowiedzialny za śmierć tamtych pięciu
chłopców, to z pewnością nie ja.
Musisz sobie zdawać sprawę co oznacza „dubler-manipulator”. Niech Ci się ten termin nie
kojarzy z rezerwowym kosmonautą – to nie zastępca mogący w razie jakichś komplikacji
zająć miejsce „pierwszego asa”. Raczej „dubler-kaskader” w czasie kręcenia filmu, ale też
niezupełnie. Rzecz w tym, że pewnych prac podwodnych nie jest w stanie wykonać zdalnie
sterowany manipulator mechaniczny. A przynajmniej tak było przed dwudziestu pięciu laty.
Jak jest dziś – nic wiem, ale chyba też nie wszędzie można oprzeć się wyłącznie na maszynie,
choćby była najbardziej skomplikowana i doskonała. Z kolei nurek zdany tylko na siebie – na
własne zmysły – jest w pewnych warunkach jak ślepiec. A wyposażyć go w przyrządy to nie
tylko rozbudować aparaturę skafandra, ale i rozproszyć uwagę, kazać kalkulować, marnować
czas w sytuacji, gdy może decydować szybkość i działanie bez namysłu. Stąd technika poszła
w kierunku manipulowania człowiekiem jak narzędziem.
Facet nurkuje, a jego dowódca i nawigator siedzą w kabinie DG-nawigacji i obserwują na
ekranach, gdzie się znajduje, co się dzieje w jego otoczeniu, jaki jest jego stan fizyczny i
psychiczny, czy mu coś nie zagraża, i mają z nim stały kontakt przez hydrofon. W hełmie
płetwonurka (lub głębinowca) umieszczona jest aparatura hydrolokacyjna, mierniki ciśnienia,
pola magnetycznego, skażenia chemicznego i radioaktywnego, do tego układy
przyspieszeniomierzy – w hełmie i pasie – ale informacje z tych wszystkich przyrządów
otrzymuje dowódca i nawigator, a nie płetwonurek. Podobnie – wskazania czujników
biomedycznych, z tym, że tu pomaga czasem dowódcy jeszcze lekarz pokładowy. Dane
lokacyjne płyną z kilku źródeł – przyrządy znajdują się w hełmie nurka, na statku i
sterowanych zdalnie DG-batach ( podwodnych stateczkach bezzałogowych wyposażonych w
sprzęt hydrolokacyjny i pomiarowy), a komputery przetwarzają te dane w scalony,
przestrzenny obraz sytuacji, jeśli trzeba – zapisywany na taśmie magnetycznej jako
dokument. Oczywiście system DG stosowany był tylko w warunkach trudnych i
wymagających szczególnej precyzji i sprawności działania, zwłaszcza gdy zadanie
traktowano jako „najwyższej wagi”, a tak właśnie było w przypadku operacji Tryton 703.
Może Ci się wydawać, że niepotrzebnie o tym wszystkim piszę, że możesz o tym
przeczytać w każdym nowocześniejszym podręczniku prac podwodnych, że wreszcie
interesuje Ciebie nie technika (będziesz miała od tego fachowców), lecz człowiek. To prawda.
Ale bez tego nie zrozumiesz, jak to było ze mną i „Pstrągiem” Murphy. Otóż dowiedz się, że
nie ma taśm z zapisem tej najbardziej zagadkowej i tragicznej fazy operacji. Komuś zależało
na tym, aby się nikt nie dowiedział, jak to było naprawdę!
Nic chcę, abyś mnie źle zrozumiała. Nie chcę twierdzić, że operacja Tryton 703 rzuca cień
na „Pstrąga”, że ukazuje go w jakimś dwuznacznym, negatywnym oświetleniu, choć z
pewnością jego ryzykanckie wyczyny mogą budzić kontro wersje. I nie myśl, że dochodzą tu
do głosu jakieś moje zadawnione urazy. Przez ostatnie dwa lata jego życia nasze stosunki
układały się bardzo dobrze. Zresztą – pogadamy...
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wolaosowinska.xlx.pl
  •