Boza Inwazja - DICK PHILIP K , ebook txt, Ebooki w TXT
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DICK PHILIP K.Boza InwazjaPHILIP K. DICKCzas, ktorego oczekiwales, nadszedl.Tmd skonczony; swiat ostateczny jest tu.On zostal przeszczepiony i zyje.Tajemniczy glos w ciemnosciNadszedl czas, zeby oddac Manny'ego do szkoly. Panstwo prowadzilo szkole specjalna. Prawo mowilo, ze Manny nie moze chodzic do zwyklej szkoly ze wzgledu na swoj stan, Elias Tate nie mial w tej sprawie nic do powiedzenia. Nie mogl obejsc przepisow, bo to byla Ziemia i nad wszystkim unosila sie strefa zla. Elias wyczuwal ja i chlopiec pewnie tez.Elias rozumial, co ta strefa oznacza, chlopiec oczywiscie nie. Szescioletni Manny byl piekny i silny, ale sprawial wrazenie zaspanego, jakby, pomyslal Elias, nie byl do konca urodzony.-Wiesz, jaki dzis mamy dzien? - spytal Elias. Chlopiec sie usmiechnal.-Dobra - powiedzial Elias. - Duzo zalezy od nauczyciela. Co ty wlasciwie pamietasz. Manny? Pamietasz Rybys? - Wyjal hologram matki chlopca i wystawil go na swiatlo.-Popatrz na Rybys - powiedzial. - Chociaz przez chwilke.Ktoregos dnia chlopcu wroci pamiec. Cos, jakis wyzwalajacy bodziec skierowany ku chlopcu przez jego wlasna przedustawnosc wywola anamnezje, ustapi amnezja i wszystkie wspomnienia wroca:jego poczecie na CY 30-CY 30 B, okres w lonie Rybys walczacej ze swoja straszna choroba, przelot na Ziemie, moze nawet przesluchanie. Manny jeszcze z lona matki kierowal ich trojka: Herbem Ashe-rem, Eliasem Tate'em i sama Rybys. Potem jednak zdarzyl sie wypadek, jezeli to rzeczywiscie byl wypadek, i z tego powodu powstalo uszkodzenie mozgu.A z powodu uszkodzenia utrata pamieci.Lokalna kolejka przyjechali we dwojke do szkoly. Przywital ich zaaferowany maly czlowiek, dyrektor Plaudet. Byl rozentuzjazmowany i chcial koniecznie uscisnac dlon Manny'emu. Dla Eliasa Tate'a bylo jasne, ze to reprezentant panstwa. Najpierw podaja ci reke, pomyslal, a potem podrzynaja ci gardlo.-Wiec to jest Emmanuel - powiedzial radosnie Plaudet.Na szkolnym dziedzincu bawilo sie kilkoro innych malych dzieci. Chlopiec tulil sie niesmialo do Eliasa Tate'a, wyraznie majac ochote na zabawe, ale nie mogac sie zdecydowac.-Jakie ladne imie - powiedzial Plaudet. - Potrafisz powiedziec swoje imie, Emmanuelu? - spytal chlopca schylajac sie. - Potrafisz powiedziec Emmanuel?-Bog z nami - powiedzial chlopiec.-Slucham? - zdziwil sie Plaudet.-To wlasnie znaczy imie Emmanuel - powiedzial Elias Tate. Dlatego wybrala je jego matka. Zginela w katastrofie powietrznej przed urodzeniem Manny'ego.-Bylem w inkubatorze - powiedzial Manny.-Czy uposledzenie powstalo w... - zaczal Plaudet, ale Elias uciszyl go ruchem reki.Podekscytowany Plaudet zajrzal do pliku kartek przypietych do deseczki.-Zobaczmy... pan nie jest ojcem dziecka. Jest pan jego ciotecznym dziadkiem.-Jego ojciec przebywa w hibernacji.-Ta sama katastrofa?-Tak - powiedzial Elias. - Czeka na przeszczep sledziony.-To dziwne, ze w ciagu szesciu lat nie znaleziono dawcy.-Nie chce rozmawiac o smierci Herba Ashera w obecnosci chlopca - powiedzial Elias.-Ale on wie, ze jego ojciec wroci do zycia? - spytal Plaudet.-Oczywiscie. Spedze w szkole kilka dni obserwujac, jak poste-puje sie tutaj z dziecmi. Jezeli nie zaaprobuje waszych metod, jezeli)? stosujecie tu przemoc, zabiore Manny'ego, bez wzgledu na prawo. S Zakladam, ze bedziecie go szpikowac normalnymi bzdurami, jakich t;sie uczy w tych szkolach. To mnie specjalnie nie cieszy, ale tez nici martwi. Jezeli bede ze szkoly zadowolony, zaplace za rok z gory.w Jestem przeciwny oddawaniu go tutaj, ale takie sa przepisy. Do ciebie osobiscie nie mam pretensji - zakonczyl Elias z usmiechem.Wiatr zakolysal bambusami rosnacymi wokol placu zabaw. Manny wsluchal sie w wiatr, przekrzywiajac glowe i marszczac czolo.Elias poklepal go po ramieniu, zastanawiajac sie, co wiatr powiedzial chlopcu. Czy mowi ci, kim jestes? myslal. Czy szepcze ci twoje imie?Imie, ktorego nikt nie wypowie.Jedno z dzieci, mala dziewczynka w bialej sukience, podeszla do Manny'ego z wyciagnieta reka.-Czesc - powiedziala. - Jestes nowy.Wiatr zaszelescil w bambusach.Herb Asher, choc niezywy w stanie hibernacji, tez mial swoje problemy. W poprzednim roku bardzo blisko Laboratoriow Krioge-niki ulokowano przekaznik radiowy o mocy piecdziesieciu tysiecy watow. Z nikomu nieznanych powodow aparatura kriogeniczna zaczela odbierac silny sygnal. W ten sposob Herb Asher, podobnie jak wszyscy hibernujacy w Laboratoriach, musial dzien i noc sluchac papki muzycznej, jako ze stacja byla z gatunku tych, ktore nadaja muzyke "lekka, latwa i przyjemna".Teraz nieboszczykow z Laboratorium atakowala smyczkowa wersja melodii ze Skrzypka na dachu. Dla Herba Ashera bylo to szczegolnie niesmaczne, gdyz znajdowal sie w tej czesci swojego cyklu, kiedy mu sie wydawalo, ze nadal zyje. W jego zamarznietym mozgu rozciagal sie ograniczony swiat o strukturze archaicznej:Herb Asher uwazal, ze znajduje sie z powrotem na malej planecie w systemie CY 30-CY 30 B, gdzie utrzymywal swoja kopule w tamtych decydujacych latach... decydujacych, poniewaz spotkal wtedy Rybys Rommey, reemigrowal z nia po formalnym slubie na Ziemie, byl przesluchiwany przez ziemskie wladze i, jakby tego bylo malo, zginal przypadkowo w katastrofie w najmniejszym stopniu przez niego nie zawinionej. Co gorsza, jego zona zostala zabita w taki sposob, ze zaden przeszczep organow nie mogl jej juz przywrocic do zycia; jej piekna glowka, jak powiadomil Herba lekarz robot, dobierajac slowa w sposob typowy dla robota, zostala rozlupana na pol.Poniewaz jednak Herb Asher wyobrazal sobie, ze jest w swojej kopule w ukladzie gwiezdnym CY 30-CY 30 B, nie byl swiadomtego, ze Rybys nie zyje. Nawet jej jeszcze nie znal. Dzialo sie to przed wizyta dostawcy, ktory przyniosl mu wiadomosc o Rybys.Herb Asher lezal na koi, sluchajac swojej ulubionej tasmy z Linda Fox i usilowal ustalic zrodlo natretnego szumu, ckliwego smyczkowego wykonania piosenek z jakiejs popularnej operetki, musicalu z Broadwayu czy innego cholerstwa z konca dwudziestego wieku. Widocznie jego sprzet odtwarzajacy wymagal przegladu. Moze pierwotny sygnal, z ktorego nagrywal Linde Fox, uciekal. Niech to szlag, pomyslal ponuro. Bede musial to naprawic. Oznaczalo to koniecznosc wstania z koi, poszukania skrzynki z narzedziami oraz wylaczenia odtwarzacza, krotko mowiac, koniecznosc pracy.Tymczasem sluchal z zamknietymi oczami Lindy.Krymce rzewne, nie placzcie juz wiecej! Czemu swe wody toczycie tak zywo? Patrzcie, juz slonce lagodnym dotknieciem Zbudzilo gory pod sniezna pokrywa.Niebianskie oczy tej, co sloncem moim, Waszego placzu nie beda swiadkami, Bo juz zasnela...*Byla to najlepsza piosenka Lindy Fox, z Trzeciej i ostatniej ksiegi piesni na lutnie Johna Dowlanda, ktory zyl w czasach Szekspira i ktorego muzyke Fox opracowala na nowo dla wspolczesnego swiata.Zniecierpliwiony zakloceniami, wylaczyl tasme programatorem, ale o dziwo, lzawe smyczki brzmialy nadal, choc Fox umilkla. Zrezygnowany, wylaczyl caly system audio.Mimo to Skrzypek na dachu w wykonaniu osiemdziesieciu siedmiu smyczkow rozlegal sie w najlepsze. Ich dzwiek wypelnial jego mala kopule, zagluszajac nawet rytmiczne sapanie kompresora, i wowczas Herb uswiadomil sobie, ze slucha tego Skrzypka na dachu przez... dobry Boze... chyba juz trzy dni.To okropne, pomyslal. Oto jestem miliardy mil od Ziemi i slucham w kolko osiemdziesieciu siedmiu smyczkow. Cos tu jest nie tak.Prawde mowiac, duzo rzeczy poszlo nie tak w ciagu ostatniego roku. Popelnil straszny blad, emigrujac z Ukladu Slonecznego. Przeoczyl, ze powrot do Ukladu staje sie automatycznie nielegalny przez pelnych dziesiec lat. W ten sposob podwojne panstwo rzadzace Ukladem Slonecznym zapewnialo sobie staly odplyw ludnosci bez powrotnego naplywu. Drugim wyjsciem byla sluzba w armii, co oznaczalo pewna smierc. Niebo albo Pieklo - tak brzmialo haslo z rzadowych reklam telewizyjnych.Czlowiek mogl albo emigrowac, albo zginac w jakiejs bezsensownej wojnie. Wladze nawet sie nie staraly jakos uzasadniac wojen. Po prostu posylali cie, zabijali i brali nastepnego. Wszystko wzielo sie ze zjednoczenia Partii Komunistycznej i Kosciola katolickiego w jeden mega-aparat z dwiema glowami panstwa, jak w starozytnej Sparcie.Tutaj przynajmniej wladze nie mogly go zamordowac. Mogl, rzecz jasna, zostac zamordowany przez ktoregos ze szczuropodobnych autochtonow planety, ale prawdopodobienstwo tego bylo nikle. Zaden z nielicznych pozostalych rdzennych mieszkancow nie zamordowal nikogo z ludzkich kolonistow, ktorzy przybywali z mikrofalowymi przekaznikami, psychotronicznymi dopalaczami, sztucznym jedzeniem (w kazdym razie z punktu widzenia Herba Ashera smak mialo odrazajacy) i skromnymi wygodami o zlozonej naturze, wszystkim, co dziwilo prostych autochtonow, nie budzac ich ciekawosci.Zaloze sie, ze statek baza jest teraz dokladnie nade mna, pomyslal Herb Asher, i za pomoca dzialka psychotronicznego szprycuje mnie Skrzypkiem na dachu. Ot tak, dla kawalu.Wstal z koi, niepewnym krokiem podszedl do tablicy rozdzielczej i zbadal ekran radaru numer trzy. Zgodnie z danymi statku bazy nie bylo nigdzie w poblizu. Wiec to nie to.Diabelska sprawa, pomyslal. Widzial na wlasne oczy, ze jego system audio jest prawidlowo wylaczony, a mimo to dzwiek przenikal pod kopule i nie rozchodzil sie z jednego okreslonego miejsca, ale przejawial sie wszedzie z jednakowym natezeniem.Siedzac przy tablicy, skontaktowal sie ze statkiem baza.-Czy to wy nadajecie Skrzypka na dachul -- spytal operatora systemow komunikacyjnych. Chwila milczenia. Potem:-Tak, mamy kasete wideo Skrzypka na dachu z Topolem, Norma Crane, Molly Picon, Paulem...-Nie - przerwal Herb. - Co odbi...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]