Blake Maya - Hotel na Bermudach(1), b, 2016 ksiazki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Maya BlakeHotel na BermudachTłumaczenie:Wiesław Marcysiak@kasiulROZDZIAŁ PIERWSZYNa parkingu panowała cisza. Wewnątrz mini morrisa czuła się jak w kokonie. Per-la Lowell zagryzła długopis i bezskutecznie szukała słów. Cztery linijki w dwie go-dziny. Tyle tylko udało jej się stworzyć. Za trzy krótkie dni będzie musiała stanąćprzed rodziną i przyjaciółmi i przemówić… A jej brakowało słów.Nie, cofnij to. Znalazła słowa, ale brakowało w nich prawdy. Bo prawda… niemoże nikogo na nią skazywać. Jej życie przez ostatnie trzy lata to jedno wielkiekłamstwo. Czy to dziwne, że ręce jej się trzęsły, gdy tylko chciała pisać, że nienawi-dziła siebie za kłamstwa w imię pozorów?Jak mogła postąpić inaczej? Jak mogła odpłacić za dobroć poniżeniem?Gniew mieszał się z rozpaczą. Podarła kartkę ze złością. Pośród nocy rozległ sięoczyszczający dźwięk. Wraz z nim z zaciśniętej piersi do gardła przedostały się tłu-mione zły.Nie panowała nad rękami. Rwała kartkę na konfetti. Patrzyła, jak drobiny spadająna fotel obok. Z jękiem zasłoniła twarz dłońmi, oczekując łez. Nadaremnie. Chciałapłakać, ale wiedziała, że łzy to wstyd, bo w środku czuła… ulgę. Kiedy powinna byćzałamana, odczuwała wstydliwą lekkość bytu!Powoli opuściła ręce i spojrzała przez przednią szybę. Wzrok odzyskał ostrośći skupiła się na wspaniałej budowli. Pomimo niedawnego remontu za wiele milionówfuntów Macdonald Hall zachował kwintesencję staro-angielskiego uroku, razemz ekskluzywnym Macdonald Club, rozległym polem golfowym wyłącznie dla wybra-nych członków. W tym kilkusetletnim przybytku jedynym ukłonem w stronę szaregoczłowieka był koktajlbar, otwarty dla klientów od siódmej wieczorem do północy.Perla wciągnęła głęboki oddech i spojrzała na strzępy papieru. Poczuła się winnapo tym, jak dała sobie upust. Tylko ten raz nie będzie się powstrzymywać, pilnowaćkażdego słowa czy uśmiechu, kiedy miała ochotę przeklinać swój los. Być normal-ną… To uczucie oczywiście nie będzie trwało wiecznie. Trzeba było jeszcze przeżyćjutro i kolejny dzień.Cierpienie kazało jej sięgnąć do torebki.Była wystarczająco daleko od domu, żeby nikt jej tu nie rozpoznał. Dlatego wła-śnie jechała ponad godzinę, aby znaleźć to spokojne miejsce i znaleźć trudne słowa.Jednak nie była jeszcze gotowa wracać do domu i zmierzyć się z przesłodzonymi ge-stami współczucia i dobrotliwymi, zatroskanymi, choć badawczymi spojrzeniami.Skupiła znowu wzrok na Macdonald Hall. Jeden drink. Potem wróci do domu i ju-tro zacznie od nowa. Wyjęła z torebki szczotkę i przeczesała niesforne loki. Kiedyznalazła szminkę, niemal ją odrzuciła. Szkarłat tak naprawdę nie był jej koloremi normalnie nawet by na nią nie spojrzała, ale ta była dodatkiem do zakupionejksiążki. Nigdy nie ośmieliłaby się na tak wyzywający, odważny kolor. Nawet u in-nych kobiet uważała go za zbyt zmysłowy, zbyt przyciągający uwagę do ust.Drżącymi palcami otworzyła pomadkę, przekrzywiła wsteczne lusterko i staran-nie nałożyła pomadkę. Niespodziewany rezultat – wyuzadana, jawnie zmysłowatwarz; przeszukiwała torebkę, by znaleźć chusteczkę. Kiedy jej się nie udało, za-marła. Powoli przeniosła wzrok na lusterko. Serce jej waliło.Czy było aż tak źle? Czy to źle, jeżeli będzie wyglądać, jeżeli poczuje się jak ktośinny niż Perla Lowell, prawdziwa oszustka? Żeby choć na kilka minut zapomniećo bezlitosnym poniżeniu, które znosiła przez ostatnie trzy lata?Zanim zdążyła się rozmyślić, poszukała po omacku klamki i wysiadła na zimnąnoc. Chociaż dni zabaw dawno już miała za sobą, to nawet ona wiedziała, że jej pro-sta, czarna sukienka bez rękawów i czarne czółenka będą stosowne do koktajlbaruw cichy wtorkowy wieczór.A jeżeli nie, to najgorsze, co może się zdarzyć, to że poproszą ją, by wyszła. Leczteraz wyrzucenie z ekskluzywnego lokalu, gdzie nikt jej nie znał, to kaszka z mlecz-kiem w porównaniu z monumentalną farsą, przez którą musiała przechodzić.Elegancko ubrany portier przywitał ją i skierował korytarzem do staromodnych,dwuskrzydłowych drzwi z napisem „Bar” na wypolerowanej złotej tabliczce nadnimi. Kolejny, podobnie ubrany mężczyzna otworzył drzwi, uchylając czapkę.Perla, zdecydowanie czując się nieswojo, dyskretnie ogarnęła wzrokiem kosztow-ny parkiet i boazerię oraz brokatowe dodatki, zanim skoncentrowała się na długim,niskim barze. W obrotowej gablocie za barem prezentowano rzędy przeróżnych al-koholi. Barman potrząsał parą srebrnych shakerów, jednocześnie gawędząc z mło-dą parą.Przez ułamek sekundy Perla zastanawiała się, czy nie zawrócić na pięcie. Zmusiłasię, żeby zrobić krok naprzód, potem następny, aż dotarła do niezajętego końcabaru. Znowu wzięła głęboki oddech, usiadła na stołku i położyła torebkę na ladzie.Co teraz?– Co taka miła dziewczyna robi w takim miejscu jak to?Taki tandetny tekst wywołał u niej wymuszony śmiech, gdy odwróciła się w stro-nę, skąd doszedł głos.– Tak lepiej. Przez chwilę myślałem, że ktoś tu umarł i nic mi nie powiedziano –barman, bezczelnie oceniając ją wzrokiem, uśmiechał się szeroko, ukazując białezęby, niewątpliwie dzieło dentysty. – Jesteś drugą osobą, która weszła tu dziś, wy-glądając jak pełnoetatowy czarnowidz.W innym życiu Perla nie widziałaby nic czarującego w tym idealnie zadbanymmłodzieńcu. Niestety, była tu i teraz, i na własnej skórze przekonała się, że to, cona zewnątrz, nie zawsze pasuje do wnętrza.Zmusiła się do uśmiechu i splotła dłonie na torebce.– Poproszę o… drinka.– Oczywiście. – Zbliżył się, a wzrok spuścił na jej usta. – Co pijesz?Popatrzyła na wystawione koktajle. Nie miała pojęcia, co wziąć. Ostatnim razem,kiedy była w takim miejscu, modnym drinkiem było Amaretto Sour. Chciała poprosićo Cosmopolitan, ale nawet nie była pewna, czy nadal jest w modzie. Znowu zastano-wiła się, czy nie wyjść. Została na stołku przez zwykły upór. Dosyć już ją popycha-no; dosyć już zniosła. Zbyt długo dyktowano jej, jak ma żyć.Nigdy więcej. Zgoda, szkarłatna pomadka była złym pomysłem, ale Perla nie po-zwoli, aby to przeszkadzało w tej małej, pokrzepiającej zachciance. Wyprostowałaramiona i wskazała ciemnoczerwony drink z dużą liczbą parasolek.– Poproszę ten.Podążył za jej wzrokiem i zmarszczył brwi.– Martini z granatem?– Tak. A coś nie pasuje? – zapytała, kiedy barman nie zmienił miny.– Jest trochę… kiepski.Zacisnęła usta.– I tak go wezmę.– Oj, pozwól, że…– Daj damie to, czego sobie życzy. – Gładki, ale niewątpliwie męski głos miał obcyakcent, może śródziemnomorski, aż Perlę przeszedł dreszcz po plecach. Zastygła.Barman najwyraźniej pobladł, skinął głową i odszedł przygotować jej koktajl.Perla czuła jego milczącą obecność za plecami, ale za nic nie mogła się poruszyć.Powinna mieć się na baczności. Zacisnęła dłoń na pasku torebki.– Odwróć się – padła komenda.Jej plecy zesztywniały jeszcze bardziej. Kolejny mężczyzna próbował nią dyrygo-wać.– Słuchaj, chcę być sama…– Odwróć się, jeśli łaska – poinstruował ją znowu tym niskim, chropawym głosem.Nie „proszę”, ale „jeśli łaska”. Nieco staroświecki zwrot wzbudził jej ciekawość.Perlę kusiło, by się odwrócić, jednak to za mało, żeby uległa.– Właśnie uratowałem cię przed staniem się potencjalnym celem cwaniaka. Mo-żesz się przynajmniej odwrócić i porozmawiać ze mną.Chociaż żołądek znowu jej ścisnęło na dźwięk jego głosu, zacisnęła usta.– Nie prosiłam o twoją pomoc ani jej nie potrzebowałam… i nie mam ochoty roz-mawiać z nikim tak…Spojrzała w stronę barmana z zamiarem odwołania zamówienia. Długa jazda tu-taj… nadzieja na napisanie czegoś naprawdę pełnego inspiracji… myśl o szybkimdrinku… czerwona szminka dodająca odwagi – prawdopodobnie przede wszystkimona – doprowadziły do kompletnej katastrofy. Znowu poczuła ból w piersiach i spró-bowała opanować emocje.Mężczyzna, który uznawał się za jej wybawcę, stał za nią w milczeniu. Wiedziała,że tam jest, ponieważ czuła jego zapach – intrygująco ostry, męski i surowy. Słyszałateż jego mocny, równy oddech. I znowu obcy dreszcz przebiegł po jej plecach. Ogar-niała ją chęć, by spojrzeć przez ramię, ale opanowała się. Zawiodła siebie wielerazy. Teraz nie chciała.Uniosła dłoń, chcąc zwrócić uwagę barmana, ale on uparcie kierował spojrzenieza nią… na mężczyznę, którego obecność, nawet bez wiedzy, kim jest, emanowałasiłą.W milczeniu i zdumieniu widziała, jak barman skinął głową bez słowa na milczącepolecenie, obszedł ladę z drinkiem i skierował się do ciemnego kąta baru.Oburzona Perla w końcu odwróciła się i zobaczyła mężczyznę – wysokiego, ciem-nowłosego, o niewiarygodnie szerokich ramionach – jak przechodził do stolika,gdzie ustawiono jej drinka i prawdopodobnie jego też.Przeszyła ją prawdziwa wściekłość. Stuknęła szpilkami o parkiet i ruszyła do nie-go, zanim w pełni uświadomiła sobie swój zamiar.– Co, do diabła, sobie myślisz…?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]