Boge Anne Lise - 08 - 'Podejrzenia', Ksiazki, Literatura skandynawska

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzech
pierworodny
Anne-Lise Boge
G
SAGA
część 8
.
Podejrzenia
Przełożyła
Magdalena Stankiewicz
ROZDZIAŁ 1
Październikowe dni byJy symfonią przepychu barw i promieni
nisko położonego słońca.
Mali ogarnął dziwny nastrój - uczucie smutku z powodu po­
garszającego się stanu zdrowia Ruth Gjelstad, a zarazem głębo­
kiej, wewnętrznej radości, że ponownie zostanie matką.
Co prawda nie chciała rodzić więcej dzieci poza tą trójką,
którą już miała. Szczerze mówiąc, nie była również zachwy­
cona, kiedy zauważyła, że spodziewa się Ruth. Jednak tym ra­
zem, kiedy zorientowała się, że znowu nosi w sobie nowe życie,
traktowała to niemal jak dar, który pozwoli jej zadośćuczynić
Havardowi. Chciała mu urodzić kolejne dziecko, chociaż i tak
żadne nie zastąpi im maleńkiego Havarda, którego stracili.
Z całego serca łudziła się nadzieją, że to będzie syn i że będzie
silny i zdrowy. Syn Havarda.
Tej nocy, gdy powiedziała Havardowi, że jest w ciąży, gwał­
townie odwróci! się w łóżku, podparł na łokciu i położył jej rę­
kę na brzuchu. Choć był blady i zmieniony na twarzy ze smutku
i zmartwienia o zdrowie mamy, jego oczy na powrót rozbłysły,
a na ustach pojawi! się uśmiech.
- Naprawdę? - szepnął ochryple. - Jesteś całkiem pewna?
- Najzupełniej - odparła i ucałowała go w czoło. -1 tym ra­
zem wszystko będzie dobrze.
- Ktoś przychodzi, ktoś inny odchodzi - westchnął i ukrad­
kiem otarł ręką oczy.
Przygarnął Mali i przytulił się do niej tak mocno, że nie-
5
mai sprawił jej ból, zanurzył twarz w jej włosach. Przez dłuższą
chwilę leżeli tak blisko siebie. Potem Havard odgarnął Mali nie­
sforny kosmyk z policzka i ujął jej twarz w obie dłonie.
- Może to za wcześnie po... po tym... - urwał nagle i musiał
odchrząknąć, zanim mógł mówić dalej. - Jestem taki szczęśli­
wy - rzekł cicho. - A ty, Mali?
- Myślę, że nigdy bardziej nie cieszyłam się z tego, że je­
stem w ciąży - wyznała i uśmiechnęła się do niego. - Jeżeli to
w ogóle możliwe, to tym razem jestem chyba szczęśliwsza niż ty,
Havardzie.
Położył się na wznak, wziął jej dłoń i przyłożył do swej roz­
palonej twarzy.
- Być może we wszystkim jest jakiś sens - szepnął wresz­
cie. - Być może mimo wszystko jest.
Ostatnio Havard prawie każdego wieczoru odwiedzał rodzi­
ców w Gjelstad, czasami Mali mu towarzyszyła. Wtedy siadali
przy łóżku Ruth i każde z nich trzymało ją za rękę. Nie rozmawia­
li wiele. Ruth miała trudności z mówieniem, lecz jej oczy wyraża­
ły więcej niż słowa: były szare od smutku i tak pełne żalu, że Ma­
li zbierało się na płacz. Ruth nie mogła sobie zapewne darować, że
jako żona była zbyt uległa, i na zbyt wiele przymykała oczy w trak­
cie długiego życia z Oddleivem Gjelstadem. Być może dręczyły ją
również wyrzuty sumienia, pomyślała Mali, że nie zwróciła mężo­
wi uwagi, nie walnęła pięścią w stół. Jednak to by i tak wiele nie
pomogło, przyznała Mali, ponieważ gospodarz Gjelstad nigdy nie
pozwoliłby nikomu sobą dyrygować, a na pewno nie kobiecie. Ruth
nie miała więc innego wyboru, niż patrzeć przez palce na przemoc,
którą OddIeiv Gjelstad stosował zarówno wobec niej, jak i wobec
innych. Na poniżenie i pogardę. Ta pożółkła kobieta musiała wie­
le przejść. Mali pogładziła ją miękko po policzku. Jednak przez
wszystkie te lata Ruth znosiła swój los z podniesioną głową i wy­
prostowanymi plecami, żeby chronić rodzinę i bliskich. Tak, i swe­
go męża również, choć na to nie zasługiwał. Teraz wszystko to zno­
wu stanęło jej przed oczami.
6
Nigdy nie zatrzymywali się w Gjelstad na długo. Mali starała się
jednak zawsze zajrzeć przy okazji do chłopców Kristena i z nimi
chwilę porozmawiać. Hakon i Oddleiv rzadko przebywali w sa­
lonie, zwykle znajdowała ich w zimnym domu babci, gdzie sie­
dzieli w półmroku pozostawieni samym sobie.
- Jak wam leci? - spytała pewnego wieczoru.
- Dobrze - odparł Oddleiv szybko.
Zbyt szybko, pomyślała Mali. Zauważyła, że jego usta lekko
drżą. Jednak młodszy Hakon nie potrafił się oprzeć, kiedy ktoś
ofiarował mu odrobinę ciepła. Przytulił się do Mali i rozpłakał.
- Babcia... Babcia jest...
- Wiem, Hakon - rzekła Mali cicho i wzięła malca na rę­
ce. - Babcia jest bardzo chora i nie wiadomo, czy wyzdrowieje.
Może nawet umrzeć. Bardzo bym chciała, żeby była z wami jesz­
cze wiele lat, ale tak się pewnie nie stanie.
- Zostaniemy tylko z tatą - szlochał Hakon. - Jeśli babcia
umrze.
Mali zwróciła uwagę, że nie wspomniał o dziadku ani o Hel­
dze. Przesunęła dłonią po jego niesfornych włosach i westchnęła
w duchu. Tak, jeżeli Ruth umrze, zostanie im tylko Kristen, choć
wszyscy widzieli, że bardziej był zajęty Helgą i ledwie zauważał, że
ma dwóch synów. Serce Mali krwawiło na myśl o tym maluchu,
przytuliła go mocniej i pogładziła po plecach dla dodania otuchy.
- Pomyślałam o tym, że może byście zatrzymali się u nas
w Stornes w przyszłym tygodniu, w drodze powrotnej ze szko­
ły. Wówczas zjedlibyście z nami obiad i razem z Sivertem odro­
bili lekcje. A ty, Oddleiv, mógłbyś im pomóc - dodała i wyciąg­
nęła rękę do starszego z synów Kristena. - Już od roku chodzisz
do szkoły i sporo już wiesz. Havard odwiózłby was wieczorem do
domu albo moglibyście nawet przenocować, w każdym razie od
czasu do czasu. No, jeżeli będziecie chcieli - dodała.
- Myślisz, że moglibyśmy? - spytał Oddleiv nieśmiało.
- A chcecie? - odpowiedziała Mali pytaniem.
Obaj chłopcy skinęli głowami. Spojrzeli na Mali z nadzieją
w oczach, a ich policzki zarumieniły się.
7
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wolaosowinska.xlx.pl
  •