Boswell Barbara - Za wszelką cenę, Serie, Namiętności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Barbara Boswell
ZA WSZELKĄ CENĘ
1
1
- Chyba nie mówisz poważnie! To niemożliwe! Jak możesz oczekiwać, że będę pracowała nad
scenariuszem z kimś - z kimś z „The National Cesspool”! - Kelly Malloy chodziła nerwowo po wąskim
biurze redaktora Arta Wittnera.
- Witt, wiesz, że od dawna staram się o tę adopcję! Wszystko sprawdziłam, zebrałam materiały...
- Wiem, Kelly, wiem. - Witt przeciągnął ręką po swych rzadkich, siwych włosach i poprawił się w fotelu. -
Ale kiedy wydawca dzwoni i mówi, że jego zdaniem to bez sensu, żeby i w magazynie, i w gazecie pokazały
się artykuły na dokładnie ten sam temat i że powinno się łączyć wysiłki... - Zmarszczył brwi. - Nikt nie
odmówi Tuckerowi Norwalkowi. Przynajmniej nikt, komu on płaci. Nie zapominaj, że oboje jesteśmy na
jego liście płac.
- Pamiętam o tym doskonale. Ilekroć dostaję list z „Norwalk Publications” czuję się, jakby mnie ktoś
kneblował - westchnęła. - Po co Norwalk kupił „In the Know?” Zaczęło nam się powodzić, nakład się
zwiększył, dostaliśmy nagrody...
- Znalazłaś odpowiedź na własne pytanie, Kel. - Witt bawił się rozdartą kopertą. - „In the Know” był
jednym z niewielu magazynów, które w zeszłym roku przyniosły dochód. Od początku byliśmy nastawieni
na rynek Yuppie i udało nam się go zdobyć; z braku miejsca musieliśmy odrzucać oferty reklamowe i -
zdobywaliśmy uznanie za dziennikarstwo na wysokim poziomie. A ponieważ Norwalk twierdzi, że chce
podnieść poziom wydawnictwa, to naturalne, że zainteresował się właśnie nami.
Kelly prychnęła pogardliwie:
- Nawet gdyby kupił „The New Yorkera”, „The Atlantic Monthly’’ i „Puncha” - i tak mu to nie pomoże.
Wszyscy w tym kraju wiedzą, że „Norwalk Publications” to najgorszy cham!
- Ale pomimo szczytnych ideałów i przekonań nikt w redakcji nie złożył wymówienia, gdy Norwalk
wykupił magazyn - stwierdził z przekąsem Witt. - I wszyscy skrupulatnie realizujemy wystawione przez
niego czeki.
- To dlatego, że ten magazyn jest dla nas wszystkim! My go stworzyliśmy. Jest naszym dzieckiem, nie
możemy go porzucić tylko dlatego, że tak sobie życzy wydawca „The National Cesspool”!
- Również dlatego, że w Chicago trudno o dobrą pracę w naszym zawodzie - dodał oschle.
Kelly bawiła się kosmykiem włosów.
- To przestanie być dobra praca, jeżeli Norwalk będzie nalegał, żebyśmy współpracowali z gryzipiórkami z
Cesspoola!
- Facet, z którym masz robić ten materiał, nie jest gryzipiórkiem, Kelly. To Brandt Madison. Musiałaś o
nim słyszeć. Jest autorem czterech bestsellerów zainspirowanych przez prawdziwe przestępstwa. Za jeden z
nich, opowiadający o siedemdziesięcioośmioletniej matronie, która sprowadziła trzy pokolenia swej rodziny
na drogę rozboju i morderstwa, dostał Pulitzera.
- Och, tak, ten niesławny klan Osgoodów. - Kelly skrzywiła się. - Makabryczna rodzinka, jakby żywcem
wyjęta ze szpalt Cesspoola. Ten Madison i Norwalk doskonale do siebie pasują. Obydwaj mają taki sam zły
2
gust.
- To jest cholernie interesująca książka, Kelly. Uwarunkowania psychologiczne i motywacje, które
przedstawił...
- Jestem pewna, że większość czytelników pana Brandta Madisona nie była zainteresowana aspektem
psychologicznym, Witt. Kupiła tę książkę, bo jest w niej krew i przemoc...i, oczywiście, seks. - Domyślam
się, że jest w niej tego pełno.
Gdy przytaknął nieśmiało, Kelly spojrzała na niego z niesmakiem.
- Ale dlaczego, na Boga, Madison interesuje się adopcją? Ten temat nie podpada chyba pod jego działkę:
„sensacja, seks i przemoc”. A w ogóle, co autor bestsellerów robi w redakcji „The National Cesspool”?
- Madison nie jest w redakcji Cesspoola - Cholera, Kel, już go nazywam tak jak ty. Tylko tego by
brakowało, żeby mi się to wymknęło przy Norwalku! - Witt przerwał na chwilę. - Madison nie jest w
redakcji „The National Informant”. Książka, nad którą ostatnio pracuje, traktuje o aferze adopcyjnej. W
dodatku - jest zaprzyjaźniony z Norwalkiem. Informant zamierza drukować tę książkę w odcinkach, zanim
zostanie wydana. Norwalk twierdzi, że Brandt prowadzi badania bez zarzutu - dodał zachęcająco.
- Badania - powtórzyła za nim pogardliwie. - Co Tucker Norwalk może o tym wiedzieć? Jego ludzie w
Informant nie przeprowadzają żadnych badań, oni wyśmiewają te historie. Widziałeś ich nagłówki?
BLIŹNIACZKA SYJAMSKA MA DZIECKO NIE Z TEJ PLANETY. OFIARA MORDERSTWA WSTAJE
Z GROBU I WYGRYWA NA LOTERII. Sensacyjki. Bzdury.
Witt próbował się wykręcić.
- Mieli kilka niezłych kawałków, Kelly. Czasami też drukują w odcinkach dobre książki. Wydaje mi się, że
Brandt Madison mieści się w obu kategoriach.
- Książkę Madisona będzie można zaliczyć do kategorii dziennikarstwa brukowego, jeżeli Informant będzie
miał z nią cokolwiek wspólnego, Witt. Mam już pewne plany dotyczące mego artykułu. Tak zwany szary
rynek adopcyjny...
- Kelly, naprawdę nie ma sensu dyskutować tego ze mną. Norwalk nie życzy sobie, żeby „In The Know”
przygotowywało jakikolwiek artykuł na ten temat, chyba, że we współpracy z Madisonem. Nie chce, by
pojawiła się podobna historia, zanim Informant nie zacznie drukować Madisona.
Był już zmęczony tą rozmową. Wiedział, jak bardzo Kelly potrafi być nieustępliwa.
- Jeżeli nie chcesz pracować z Brandtem Madisonem, nie musisz. Zawsze możesz znaleźć inny temat. Ale
jak chcesz pisać o adopcji...- przerwał.
- Muszę współpracować z Madisonem - dokończyła za niego.
Rozmowa była skończona. Powstrzymywała się od westchnięcia. Nic by go to nie obchodziło, gdyby
odmówiła współpracy z Madisonem i tym obrzydliwym Informantem. Ale jeżeli odmówi, straci szansę
napisania o sprawie, która była jej obsesją przez lata. Nikt nie wiedział o tej obsesji i jej powodach. Kelly
chciała zachować swój sekret tylko dla siebie. Bardzo chciała też napisać ten artykuł.
- W porządku - powiedziała - spotkam się z nim. Może uda mi się go przekonać, by porzucił temat adopcji i
skupił się na ciekawszych tematach: walczących szczepach kanibali, łowcach głów, wielokrotnych
3
mordercach zabijających siekierą, czy też czymś w tym rodzaju.
Wittner roześmiał się.
- Spróbuj.
Kelly przeprasowała czarną wełnianą spódnicę, potem dobrała do niej żakiet. Był to najbardziej
sztywny, pruderyjny i brzydki strój, jaki posiadała. ‘Ta garsonka z pewnością mogłaby być wymyślona przez
projektanta nazistowskich mundurów” - pomyślała i uśmiechnęła się zadowolona. Kupiła ją na wyprzedaży
parę lat temu, gdyż sądziła, że tak odpychający ubiór może się przydać. Teraz właśnie nadarzyła się okazja.
Zapięta wysoko pod szyją biała bluzka była następnym akcentem podkreślającym jej
nieprzystępność. Z premedytacją włożyła pantofle na szerokich obcasach. Bardzo żałowała, że nie ma
włosów na tyle długich, by można je upiąć w surowy kok. Zamiast tego podpięła je po obu stronach
metalowymi spinkami.
Okulary w czarnych oprawkach ze świecidełkami udającymi diamenty miały zwykle szkła. Mimo że
obdarzona doskonałym wzrokiem, nie miała zamiaru pozbawić się przyjemności zobaczenia efektu, jaki
wywołają te koszmarne oprawki. Oczywiście, na twarzy nie było śladu makijażu, nawet szminki.
Przyjaciółka, z którą mieszkała, Susan Lippert, skrzywiła się na jej widok.
- Kelly, coś ty z sobą zrobiła. Naprawdę, wyglądasz... - Susan przerwała, szukając odpowiedniego słowa.
- Milutko? - Kelly spytała z nadzieją w glosie.
Susan przygryzła wargi.
- Hm, w zasadzie zupełnie przeciwnie.
- Chodziło o to, żebym wyglądała jak najbrzydziej. - Kelly przejrzała się w lustrze.
- Nie mogłabyś wyglądać brzydko, nawet gdybyś bardzo się starała, Kel - odezwała się Susan. - Teraz też ci
nie wyszło.
- Chcę przytrzeć nosa próżnemu, płytkiemu idiocie, udającemu prawdziwego mężczyznę, na którego lecą
wszystkie panienki. Gotowa jestem zrobić to za wszelką cenę.
- Mnie się zdaje, że w wywiadzie dla „Tribune” był całkiem w porządku. - Susan podniosła wycinek z
gazety i wpatrywała się w niego bezmyślnie. - Zwłaszcza w części, gdzie mówi, że gdy „Cosmopolitan”
wybrał go Kawalerem Miesiąca w ubiegłym roku, dostał listy od dwóch tysięcy kobiet, a połowa z nich
zawierała takie rzeczy, jak zdjęcia nago i czarne, koronkowe majtki z wyhaftowanym na nich numerem
telefonu.
- W porządku?! - Kelly spojrzała gniewnie na Susan. - Miałam mu za złe, że lubuje się w przemocy i
seksie. Ale fakt, że najbardziej upodobał sobie to, w co natura wyposaża kobiety, przyćmiewa wszystko.
Susan uśmiechnęła się.
- Nalegałaś, byście spotkali się w bibliotece, a to z pewnością zaważy na jego zachowaniu. Biblioteki nie są
dobra areną dla podrywaczy.
Kelly wróciła myślą do krótkiej rozmowy telefonicznej z Brandtem Madisonem, którą odbyła nieco
wcześniej. Jego głos był niski i męski. Mogłaby nawet pokusić się o milą odpowiedź, gdyby nie kawałek
gazety z wywiadem, który Susan wygrzebała ze sterty egzemplarzy „Chicago Tribune.”
4
Artykuł rozwiał jej wątpliwości. Kawaler Miesiąca wybrany przez „Cosmopolitan”! Listy od dwu
tysięcy wielbicielek. Czarne majtki przysłane pocztą! Szukający sensacji, żądny krwi i gwałtu pisarz,
współpracujący z odrażającym „The National Cesspool”! Ten człowiek był obrazą dla każdego poważnego
dziennikarza.
Nalegała, by ich pierwsze spotkanie odbyło się w Bibliotece Głównej. Zamierzała mu się przedstawić
jako beznadziejny mól książkowy. Brandt Madison nie będzie się wysilał, by wywrzeć na takiej kobiecie
wrażenie. I, jeśli będzie miała szczęście, może zdoła go przekonać, żeby sam zrezygnował ze współpracy.
- No i jak wyglądam?
Brandt Madison przedefilował przez środek swego przestronnego salonu. Corrine - jego siostra i jej
dwoje dzieci odwrócili się od telewizora i spojrzeli w jego kierunku.
- Wujku, chyba żartujesz - zaoponował czternastoletni Todd.
- Nie wyjdziesz przecież w czymś takim! Błyszcząca, czarna koszula rozpięta do pępka? Wyglądasz jak
dinozaur z...epoki disco!
- Najgorsze są te tandetne złote łańcuchy! - lamentowała trzynastoletnia Debbie. - Nie wychodź w tym
stanie, wujku. Ktoś z moich znajomych mógłby cię zobaczyć, umarłabym chyba ze wstydu!
- Masz tak obcisłe spodnie, że lepiej zrobisz, nie siadając przez cały wieczór - dodała Corrine ze śmiechem.
- Skąd, u licha, wytrzasnąłeś te ciuchy, Brandt?
Uśmiechnął się.
- Ze sklepu ze starzyzną. Myślę, że Todd ma rację - naprawdę wyglądam jak dinozaur z epoki disco.
- Czy musiałeś tak zaczesać włosy, wujku? - narzekała Debbie. - Wyglądają, jakby były tłuste. Nie można
nawet zgadnąć, jaki jest ich kolor.
Brandt zachichotał.
- Zużyłem całe opakowanie specyfiku waszej mamy, by uzyskać taki efekt, który - mam nadzieję - skłoni
pannę Malloy do ucieczki. A potem do powiadomienia swego naczelnego o zarzucenie absurdalnego
pomysłu Tuckera z tą naszą współpracą.
- Dlaczego wujek Tuck tak na to nalegał? - spytała Corrine - I odkąd to zgadzasz się dyktować sobie
warunki?
- Zrobiła na nim wrażenie jej pisanina. Widocznie zdobyła jakąś nagrodę. Poza tym chce podnieść poziom
magazynu, dla którego ona pisze. - Brandt westchnął. - Wiesz, że Tuck jest zbyt dobrym przyjacielem, by mu
powiedzieć „nie”. Po tym wszystkim, co zrobił dla naszej rodziny...Dlatego zgodziłem się przynajmniej
spotkać z tą Malloy. Jeżeli ona odmówi współpracy, będę miał to z głowy.
- A jeśli okaże się niezłą sztuką, wujku? Będzie ci głupio, gdy pomyśli, że jesteś beznadziejny - dorzucił
Todd.
- Tym się zupełnie nie martwię, Todd. Niezła sztuka nie pisałaby dla „In the Know”, pretensjonalnego,
ponurego magazynu dla materialistów, kołtunów i egoistów. Co więcej, głos niezłej sztuki przez telefon nie
przypominałby komendanta rosyjskiego gułagu. Dzisiejsza rozmowa z panną Malloy potwierdziła tylko moje
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]