Blake Ally Smak zycia, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequiny nowe różne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ally Blake
Smak życia
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ryan wolno zjechał z zakurzonej wiejskiej drogi i
zahamował przy chwiejącym się, zniszczonym przez wiatry i
deszcze drogowskazie - Kardinyarr. Rzucił okiem na
wypłowiałą kopertę i upewnił się, że trafił pod właściwy
adres. Ten list był jego jedynym śladem, oby go nie zawiódł.
Nacisnął pedał gazu i ostrożnie ruszył wyboistą dróżką
dojazdową. Silnik mruczał z wysiłkiem, a samochód wpadał w
wyżłobione koleiny. Ryan skrzywił się lekko. Po chwili
musiał gwałtownie zahamować, bo tuż przed maską
przebiegła mu cała rodzina kangurów.
- No proszę, co za atrakcje... - mruknął do siebie. -
Czegoś takiego nie ogląda się co dzień. Pewnie trzymają je
specjalnie dla turystów.
Ruszył dalej i po chwili dostrzegł kępy krzewów i
wystające zza koron drzew dachy zabudowań.
Bez wahania ominął tabliczkę z napisem „Teren
prywatny", wjechał na wzgórze i zaparkował przed frontem
okazałego domu z czerwonej cegły.
Wyłączył silnik i nagle ogarnęła go cisza.
A więc to jest Kardinyarr, ostatni dom jego młodszego
brata. Podświetlony przez zachodzące słońce budynek stał
dumnie na szczycie wzgórza. Otoczony zacienioną werandą,
mimo szczelnie zamkniętych okiennic, niemal zapraszał do
środka.
Ze wstępnych ustaleń wynikało, że w ostatnich latach
właściciele nie inwestowali w dom, traktując go raczej jako
lokatę kapitału. Pewnie dlatego Ryan spodziewał się
odpadającego tynku i uschniętych liści. Tymczasem dom
wyglądał bardzo miło. Nie stwarzał wrażenia, jakby jego
najlepsze lata już minęły. Wręcz przeciwnie, wyglądał, jakby
wciąż na kogoś czekał.
Ryan był coraz bardziej zaintrygowany.
Przypomniał sobie, że Will zachwycał się tutejszym
powietrzem, wysiadł więc z samochodu i wziął głęboki
oddech. Jego brat miał rację. Zapach rozgrzanej słońcem
ziemi i jakiś nieuchwytny aromat usunęły mu z płuc opary
Melbourne.
- Dobra, Will - odezwał się do siebie. - Miałeś rację, tu
jest czarująco. Ale czy aż tak, żeby odrzucić wszystkie inne
atrakcje? - spytał z powątpiewaniem i pokręcił głową.
Kardinyarr miało być dla Willa tylko krótkim
przystankiem w podróży, tymczasem wszystko wskazywało
na to, że gdyby nie nagła śmierć, jego brat zostałby tu na
zawsze. Dla dziewczyny, która napisała list.
Sięgnął po kopertę i ostrożnie włożył ją do kieszeni
koszuli. Odruchowo włączył alarm w samochodzie i
uśmiechnął się kpiąco. Wielkomiejskie nawyki tak weszły mu
w krew, że nie potrafił już działać inaczej.
Lekki podmuch wiatru rozwiał mu. włosy i przyniósł
łagodne dźwięki muzyki operowej. Dochodziły gdzieś zza
domu, ruszył zatem w tamtym kierunku. Czy zaraz spojrzy w
oczy kobiecie, która sprawiła, że jego brat odwrócił się od
wszystkiego, co oferował mu świat i zakopał się w tej dziurze?
Laura kiwała głową w takt muzyki. Cała podrygiwała,
kończąc zmywanie. Uwielbiała takie dni. Po niebie
przesuwały się kłębiaste chmury, słoneczne światło wpadało
do kuchni przez zastawione kwiatami okna, a ona miała całe
popołudnie dla siebie. Jeszcze tylko przygotuje obiad i będzie
mogła zrobić sobie cudownie odprężającą kąpiel.
Ten pomysł tak jej się spodobał, że zaśpiewała głośno i
uśmiechnęła się do siebie. Nie była może Pavarottim, ale jakie
to miało znaczenie?
Ryan, z rękoma w kieszeniach, powoli obchodził dom,
ciekaw, co zastanie za rogiem. Przypomniał sobie, że Will
zapraszał tu całą rodzinę, ale jakoś nigdy nie znaleźli czasu,
żeby go odwiedzić. Wszyscy byli zbyt zajęci.
Jen była skrzypaczką w orkiestrze symfonicznej i ciągle
jeździła po świecie, Samantha właśnie założyła rodzinę, poza
tym zawsze pochłaniała ją praca w wytwórni, a rodzice - znani
twórcy filmów przyrodniczych - spędzali więcej czasu w
buszu niż we własnym domu.
Chociaż wszyscy byli ciekawi, jak wygląda to słynne
miejsce, które tak oczarowało Willa, ciągle odkładali wizytę.
Aż w końcu było już za późno.
Dotarł na tyły budynku i wtedy jego oczom ukazał się
rozczulająco staroświecki widok. Kilkanaście metrów za
rezydencją Kardinyarr stał sobie niewielki parterowy domek.
Cały zatopiony w kępach kwiatów, otulony bluszczem i
rozświetlony ciepłym blaskiem zachodzącego słońca,
wyglądał niemal bajkowo. I w przeciwieństwie do głównej
posiadłości, z całą pewnością nadal był zamieszkany.
Delikatny wiatr poruszał muślinowymi firankami w
otwartych oknach i pozwalał zajrzeć do środka. W
zacienionym wnętrzu kuchni Ryan dostrzegł zarys kobiecej
sylwetki.
Laura Somervale.
Odetchnął głęboko i przez chwilę stał w bezruchu. Jaka
ona jest? Kobieta, dla której jego brat odrzucił stypendium na
uniwersytecie w Oksfordzie... Czym go ujęła? Okaże się
typem przemądrzałej intelektualistki, czy raczej szalonej
artystki? A może jest zwykłą dziewczyną z prowincji, której
świeża uroda oczarowała znudzonego życiem, samotnego
chłopaka z wielkiego miasta?
Co sprawiło, że Will Gasper odrzucił dla niej wszystko i
zaszył się w tej dziurze? A teraz nawet jego, Ryana, oderwała
na chwilę od świata eleganckich hoteli i debat o polityce.
Wystarczył jeden, napisany wiele lat temu list, żeby zmusić go
do pokonania swoim luksusowym samochodem pełnej
wertepów drogi, walczyć z kurzem osiadającym całymi
tumanami na lśniącym lakierze i stadami uciążliwych muszek,
które wciskały się w każdą szczelinę.
Staromodnie upięte firanki znów poruszyły się lekko i w
świetle słońca błysnęła burza jasnych loków.
Przypomniał sobie, co pisał jego brat:
Ona jest wspaniała. Cudowna i słodka. Dzięki niej
odkryłem, co to radość i szczęście. Tu jest jej dom, ale czuję
się, jakbym ja też znalazł mój.
Ironiczny uśmiech mimowolnie przebiegł przez twarz
Ryana. Nie wątpił, że Will doskonale wiedział, jak jego
starszy brat zareaguje na takie naiwne, romantyczne wyznania.
Ryan Gasper zawsze bowiem wierzył w rozum i rozsądek. W
życiu liczyły się tylko fakty, które można powiązać w
logiczną, spójną całość. I ciągle nie mógł zrozumieć, co
kierowało Willem.
Zdecydowanie ruszył w stronę wejścia i nagle ze
zdumieniem stwierdził, że kobieta głośno śpiewa. Poruszała
się w rytm muzyki, ale tylko czasami tony wydobywające się
z jej gardła współgrały z tymi dobiegającymi z magnetofonu.
Najwyraźniej jednak wcale jej to nie przeszkadzało.
Nagle ogarnęły go wątpliwości. Może jednak powinien
był najpierw zadzwonić? Wypadało uprzedzić o przyjeździe. ..
Przystanął i zastanawiał się, co zrobić, a wtedy kobieta
przesunęła się bliżej okna, i mógł zobaczyć ją wyraźniej.
Gęste jasne włosy spięte były luźno na plecach i kołysały
się przy każdym ruchu, prosta letnia sukienka podkreślała
młodzieńczą figurę, a wiatr, który zagłuszał jego kroki, targał
cienkim materiałem i odsłaniał szczupłe, opalone nogi.
Uśmiechnął się w duchu. Odniósł wrażenie, że miłość do
muzyki operowej nie szła w parze z jej możliwościami
wokalnymi, ale chyba niezbyt się tym przejmowała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]