Blizny.Przeszlosci.Sling.Blade, Sling Blade (Blizny przeszłości)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
00:01:18:Ej, szeryfie.00:02:32:Mercury00:02:33:to wietny wóz.|Włanie takim wtedy jechałem.00:02:42:Sporo miałem samochodów.00:02:45:Tak... i to różnych.00:02:49:Sporo różnych samochodów.00:02:53:Stała... ta dziewczyna...00:02:57:obok baru z kurczakami.|Nie KFC, ale też z kurczakami.00:03:02:Zatrzymałem się przy niej00:03:04:i opuciłem szybę...|elektrycznie otwieranš... i...00:03:09:Miała skórzanš spódniczkę i...00:03:13:owłosione ręce, lubię to.00:03:16:To zapowiada włochatš cipkę.|Lubię włochate.00:03:22:Więc ona pyta: "Podrywasz mnie?".00:03:27:Ja na to: "Jasne."|Ona wsiada i jedziemy00:03:31:w ustronne miejsce,|żeby się swobodniej czuć.00:03:37:A ona do mnie tak:|"Ile chcesz wydać?".00:03:41:"Tyle, ile kosztuje|pokazanie futerka."00:03:45:"25 dolarów."00:03:50:To niemała sumka...00:03:53:dla pracujšcego faceta.|Ale daję jej 25 dolarów,00:03:58:ona podcišga spódniczkę|i nagle widzę przed sobš00:04:02:cienki, krzywy,|nieobrzezany penis.00:04:11:Domylasz się,|jak bardzo chcę odzyskać 25$.00:04:19:Czemu tak wirujesz?00:04:21:To wariatkowo,|nie San Quentin.00:04:23:Nie zrobiš ci krzywdy.00:04:25:Nie boisz się|spotkania z mordercš?00:04:27:Sama wybrała dziennikarstwo.00:04:37:- To te panie z gazety.|- Studentki?00:04:42:- Tak.|- Jerry Woolridge.00:04:44:Marsha Dwiggins, Theresa Evens.00:04:46:Będzie robić zdjęcia.00:04:50:Siadajcie.00:04:54:John Legit Hunter.|Prowadził stację benzynowš.00:04:58:Młody człowiek,|pewnie takich spotkałe,00:05:03:nie zasługujšcy na to,|co miał. A miał, między innymi,00:05:08:licznš młodziutkš narzeczonš,|Sarę.00:05:13:Jak brzoskwinka. Wiesz,00:05:17:była bliższa mojemu ideałowi|niż jakakolwiek inna.00:05:22:Więc odebrałem jš Johnowi,00:05:25:który na niš nie zasługiwał.00:05:29:Może ci nie mówiłem...00:05:31:Był Francuzem,|który się podawał za Anglika.00:05:38:Musiałem zużyć sporo żyłki,00:05:41:bo miała w sobie ducha walki,|choć była brzoskwinkš.00:05:48:Zaszło drobne nieporozumienie.00:05:52:Uprzedzałem waszego sponsora|czy profesora,00:05:56:że nie ma mowy o robieniu zdjęć.00:05:59:To ma być reportaż, artykuł,|co w tym stylu?00:06:05:Do uczelnianej gazety...|ale ilustrowanej zdjęciami.00:06:10:Karl nie lubi być fotografowany.00:06:13:Nie chciał pozować|do wištecznego kolażu.00:06:22:Szpadel robi strasznie dużo hałasu.00:06:35:Pogadam z nim,|zobaczymy, co powie.00:06:40:Żeby to pojšć,|trzeba co wysadzić,00:06:43:przyjrzeć się czšsteczkom,|póki jeszcze płonš.00:06:47:Karl, idziemy do sali lekcyjnej,00:06:51:pan Woolridge|chce cię komu przedstawić.00:06:55:Chod, idziemy.00:07:14:Pamiętasz00:07:16:mówiłem ci o ludziach z gazety.|Chcš pogadać o twoim wypisie.00:07:21:Sšdzš, że to ciekawy materiał.|Porozmawiasz z nimi?00:07:26:Udzielisz im wywiadu?00:07:29:To kobiety.00:07:36:Powiniene. Kiedy wyjdziesz,|spotkasz różnych ludzi.00:07:41:Uważam, że to ci pomoże.00:07:50:Więc tak. Zgodził się mówić,|ale proszę go o nic nie pytać00:07:56:- ani nie patrzeć mu w oczy.|- Jak mam przeprowadzić wywiad?00:08:00:- Przykro mi.|- Czy mogę pana o co spytać?00:08:04:Czemu go wypuszczacie?|A jeli znów to zrobi?00:08:09:- To się zdarza.|- Odsiedział przepisowy czas.00:08:14:Poddano go leczeniu,|nie przejawia oznak.00:08:17:- Oznak?|- Skłonnoci do zabójstwa.00:08:21:Proszę pani...|przykro mi, pani musi stšd wyjć.00:08:25:- Dlaczego?|- Bardzo proszę.00:08:37:Muszę zapalić inne wiatło.00:08:41:Mam nadzieję,|że da pani radę pisać.00:09:25:Chyba chce pani wiedzieć,|czemu tu jestem.00:09:29:Chyba jestem tu dlatego,|bo kogo zabiłem.00:09:34:Chyba chce pani wiedzieć,|po co kogo zabiłem,00:09:38:no to chyba zacznę|od poczštku i pani powiem.00:09:44:Większoć czasu mieszkałem|za domem ojca i matki,00:09:48:w małej szopie,|co to tata jš dla mnie zbudował.00:09:53:Nie chcieli,|żebym siedział z nimi w domu.00:09:57:No to żem siedział w szopie|i gapił się w ziemię.00:10:03:Nie było tam podłogi,00:10:06:ale miałem dół do spania...00:10:10:i parę kołder...00:10:16:Mój ojciec większoć życia|ciężko pracował.00:10:21:O sobie nie mogę tego powiedzieć.00:10:25:Zwykle naprawiałem w szopie|kosiarkę albo dwie.00:10:30:Czasem szedłem do szkoły.00:10:34:Ale dzieciaki|byli dla mnie bardzo okrutni i...00:10:39:miali się ze mnie|i robili sobie ze mnie żarty.00:10:44:No to większoć czasu|siedziałem sobie w szopie.00:10:53:Mój tata00:10:55:pracował w tartaku przy deskach,|u jednego takiego Dixona.00:11:01:Ten Dixon był bardzo okrutny.00:11:04:le traktował ludzi, mało im płacił,00:11:07:mało płacił tacie.00:11:10:Tyle, że szło przeżyć.00:11:14:Ale tata sobie radził.00:11:19:Przychodzili do mnie,|jedno albo drugie,00:11:23:zwykle mama...|i przynosili mi jedzenie.00:11:28:No to chyba zarabiał doć,00:11:31:cobym jadł drożdżówki z musztardš|3, 4 razy na tydzień.00:11:37:Ale ten cały Dixon miał syna.00:11:43:Nazywał się Jesse Dixon.00:11:46:Był dużo okrutniejszy|niż jego tata.00:11:50:Bardzo się ze mnie nabijał,00:11:53:kiedy przychodziłem do szkoły.00:11:58:Używał sobie z dziewczynkami|z sšsiedztwa i w ogóle.00:12:06:Cišgle mi powtarzał,|że mam bardzo ładnš mamę.00:12:11:Często to mówił,|kiedy przychodziłem do szkoły.00:12:17:No tak... chyba pani chce,|żebym powiedział, co się stało,00:12:22:no to chyba pani powiem.00:12:25:Siedziałem sobie w szopie,|gapiłem się w cianę00:12:31:i czekałem, aż przyjdzie mama,|żeb mnie pouczyć z Biblii.00:12:37:Nagle słyszę z domu jaki hałas.00:12:41:No to biegnę na ganek,|zobaczyć, co się dzieje,00:12:45:zaglšdam przez okno i widzę,|że mama leży goła na podłodze...00:12:56:I widzę,|że na niej leży Jesse Dixon.00:13:02:Używa sobie z niš.00:13:06:Krew mnie zalała.00:13:12:Chwyciłem kajzera,|co to leżał przy drzwiach...00:13:16:Niektórzy mówiš na to sierp,|ja mówię kajzer.00:13:20:To drewniany trzonek,|jak od siekiery00:13:24:z długim ostrzem|w kształcie banana.00:13:28:Z jednej strony ostry,|z drugiej tępy.00:13:32:Takim czym chłopaki|wycinajš chwasty i takie tam.00:13:39:Więc weszedłem do domu00:13:42:i przywaliłem Jessemu w łeb,00:13:45:tak że zleciał z mojej mamy.00:13:49:Ale to mi widać nie wystarczyło,00:13:53:no to ciachłem mu po szyi tak,|że omal mu głowa nie odpadła.00:13:59:Zabiłem go.00:14:02:Matka skoczyła i w krzyk:|"Czemu go zabiłe?".00:14:07:"Czemu go zabiłe?"00:14:10:Chyba nie miała Jessemu za złe|tego, co jej robił.00:14:15:Rozzłociła mnie tym|bardziej niż sam Jesse.00:14:19:No to wzišłem kajzera...00:14:22:niektórzy mówiš na to sierp,|ja mówię kajzer...00:14:27:i ciachłem mamę przez głowę.00:14:34:Zabiłem jš.00:14:40:Niektórzy pytali:00:14:42:"Czy zrobiłby to samo,|gdyby cofnšć czas?".00:14:46:Chyba tak.00:14:49:Uznali, że trzeba mnie tu posłać,|no to trochu tutaj posiedziałem.00:14:58:Nauczyłem się trochu czytać.00:15:01:Czytałem Biblię|przez prawie 4 lata.00:15:05:Sporo z tego rozumiem.00:15:08:Ale niektóre rzeczy|mi nie leżš.00:15:13:Długi czas spałem|w porzšdnym łóżku.00:15:18:A oni uznali, że już wystarczy.|Dzi puszczš mnie wolno.00:15:26:Chyba więcej|nie musi pani wiedzieć.00:15:31:Jak pani chce,|to opowiem więcej.00:15:35:Nie wiem, czy to wystarczy|do tej pani gazety.00:15:40:Czy kiedy jeszcze|pan kogo zabije?00:15:53:Chyba nie.|Nie mam powodu nikogo zabijać.00:16:07:Dokšd pójdzie?00:16:09:Dokšd chce. Pewnie do rodzinnego|Millsberg, 20 mil stšd.00:16:13:- Będzie pod nadzorem?|- Tak jak my wszyscy.00:16:18:Życzę paniom miłego dnia.00:16:21:Melvin zaprowadzi panie do wyjcia.00:16:28:Odprowadzisz panie?00:16:32:Dziękuję.00:16:34:To ja dziękuję.00:16:46:Chyba kiedy przywyknę|do oglšdania ładnych ludzi.00:16:50:Pewnie tak.00:16:54:I chyba przywyknę do tego,|że oni patrzš na mnie.00:16:59:ld się spakować.00:17:02:Nic oprócz ksišżek nie mam.00:17:06:Więc id po nie.00:17:09:No dobra.00:17:23:No dobra.00:19:29:POSTERUNEK POLICJl00:19:48:ODKURZACZE NOWE I UŻYWANE00:20:21:Słucham?00:20:27:Słucham pana?00:20:30:Mam chętkę to czy owo zjeć.00:20:34:Co konkretnie?00:20:37:Sš drożdżówki?00:20:40:To "Frostee Cream",|nie mamy drożdżówek.00:20:44:Sš inne rzeczy.00:20:46:A co jest dobrego do jedzenia?00:20:48:Burger Szefa, burger Bongo,|hot dog zwykły, z kukurydzš,00:20:53:mrożony szejk, lodowy baton,|mam wymieniać dalej?00:20:58:A co pan lubi tu jeć?00:21:04:Sš tu całkiem dobre frytki.00:21:08:- Smażone kartofle?|- Tak, frytki.00:21:14:- Wiele za nie chcecie?|- 60 centów rednie, 75 duże.00:21:23:No to wezmę tych dużych.00:21:26:Raz duże frytki?00:21:46:PRALNIA SAMOOBSŁUGOWA00:22:10:Sš cholernie ciężkie|i niewygodnie je nieć.00:22:14:- Co tam masz? Pranie?|- Tak.00:22:18:Mama i tata nie mogš tego robić?00:22:22:Mam mamę,|ale teraz pracuje w sklepie.00:22:26:Tata nie żyje. Wpadł pod pocišg.00:22:32:Daleko idziesz z tymi worami?00:22:35:Z pół mili... Co koło tego.00:22:39:Mogę pomóc, jak się nie zmacham.00:22:43:Ale nie musi pan.00:22:47:No dobra.00:22:51:Jestem Frank Wheatley, a pan?00:22:55:- Mam na imię Karl.|- A na nazwisko?00:22:58:Childers.00:23:01:Co to za ksišżki?00:23:04:Różne. Jedna to Biblia,|jedna o Bożym Narodzeniu.00:23:08:- Jedna uczy, jak być cielš.|- Po co je pan nosi?00:23:13:- Nie mam ich gdzie zostawić.|- Nigdzie pan nie mieszka?00:23:17:Mieszkałem w szpitalu.00:23:20:Dlaczego?00:23:22:Zabiłem kiedy parę ludzi.00:23:24:Miałem co nie tak z głowš,|więc mnie nie wsadzili do ciupy.00:23:30:- Wypucili pana?|- Tak.00:23:33:Dlaczego?00:23:35:Powiedzieli, żem wydobrzał.|Mieli mus mnie wypucić.00:23:40:- A wyzdrowiał pan?|- Chyba tak.00:23:46:To mój dom.00:23:51:...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]